Wiecie, że to już ostatni artykuł, który związany jest z grami karcianymi z tego okresu? Do opisania pozostały mi jedynie Remik i Tysiąc, jednak z racji tego, że dokładnie nie pamiętam tych gier, skupię się także na mojej ulubionej zabawie z dzieciństwa, jeśli chodzi o gry planszowe.
Remik to gra, w którą bardzo chętnie grają starsze panie – i wierzcie mi, znam takie, które bez partyjki nie wyobrażają sobie towarzyskiego spotkania. W dzieciństwie bardzo lubiłam tę grę, jednak z czasem zapomniałam, o co w niej chodzi. Minęło sporo czasu, zanim ponownie miałam z nią styczność. Było to jakieś dwa lata temu, kiedy to znajoma rodziny zaproponowała wspólną rozgrywkę. Grało się świetnie! Nawet zapisywałyśmy punkty i udało mi się kilka razy wygrać. W grze rozdawało się karty, a następnie ze sporej puli na ręce należało tworzyć zestawy składające się z minimum trzech kart. Mogło to być zestawienie od najmniejszego do największego nominału, mogły to był również takie same symbole. Ważne było, by w tym pierwszym opisywanym przypadku karty były jednego koloru. Wygrywała ta osoba, która jako pierwsza przed sobą miała karty, które po podliczeniu dawały liczbę dwudziestu jeden oczek. Jak liczyło się kolejne zestawieni? Według założonego schematu.
Kolejna gra to tysiąc – dobrze pamiętam jak nastolatkowie, nieco starsze dzieciaki ode mnie zachwycały się tą grą. Po kolejnych rundach zapisywało się punkty. Można było zdobywać dodatnie i ujemne podsumowania rund. Gra oczywiście toczyła się do momentu jak jedna z osób miała tysiąc punktów. Jeśli chciało się wcześniej zakończyć grę, pierwsze miejsce otrzymywała osoba z największą ilością zdobytych punktów.
Gry karciane to była dobra zabawa. A czy pamiętacie grę planszową, która była w każdym domu? Dla mnie to Fortuna – dziś można byłoby ją nazwać po prostu biznesem. Najlepiej grało się w kilka osób. Na planszy znajdowały się kolejne inwestycje – hotele, miasta, restauracje, sklepy. Gdy nastanęło się na dane pole można było je wykupić, by następnie podwyższać wartość danej nieruchomości poprzez kupowanie tak zwanych domków. Najwyższą opcją inwestycji było wybudowanie hotelu. Jaki był tego cel? Inni gracze, którzy pojawili się na planszy, gdzie znajdowały się symbole związane z inwestycjami, musiały zapłacić określoną kwotę właścicielowi. Każda z nieruchomości upoważniała do otrzymania zupełnie innej kwoty. Nieruchomości łączyły się poprzez kolory, gdzie było ich dwie lub trzy w jednym zespole. Posiadając cały zestaw, otrzymywało się wyższe benefity. Na planszy znajdowały się także pola, które utrudniały grę – szpital, gdzie czekało się kolejkę, powrót na start – rozpoczęcie gry z określonego miejsca. Do dyspozycji graczy były też karty z napisem Los i Szansa – najczęściej wiązały się z nakazem do zapłaty, niekiedy można było otrzymać jakąś nagrodę.